13.6.15

278.

Już nawet nie potrafię udawać, że wszystko jest ok. Wczorajsza ja ledwo przeżyła. Niemożliwy ucisk emocjonalny na klatkę piersiową i jedna osoba do pomocy.
Snuję się jak duch po domu, wychodzę poprzytulać kota i wracam. Ciągle zaspana, zmęczona, zniechęcona, nie do życia.
'Running from yourself, it will never change'
Chociaż, żeby były okazje, aby to zmienić, ale nie ma. Po prostu kurwa nie ma.
'Give us a little love, we never had enough.' 

4.6.15

276.

Napisałam Ci kolejny list, napiszę do wszystkich. Będą wiedzieć. Może zrozumieją.
Od 11 dni, dziś w końcu byłam zdana sama na siebie. Kiedy przez te dni wydawało mi się, że może jednak to zakopie, może zgnije, rozłoży się, tak teraz znowu w to nie wierzę. Ani trochę. Nic a nic.
Chce mi się krzyczeć, a tylko wydobywa się szloch. Chce mi się powiedzieć to wszystko, lecz paraliżuje mnie strach. Myślę a może jednak nie warto tego tak przekreślać, a może, a jeśli. Nie chcę też kolejny raz wyjść na idiotkę, nie chce kolejny raz na własne życzenie doprowadzać się do tego beznadziejnego stanu. Myślę, że to mnie powstrzymuje, że tym razem bym przez to nie przeszła. Teraz trwam odtwarzając swoje życie w marnej jakości, ale przynajmniej program nadal jest emitowany.
Gdy podejmę ten głupi, nieprzemyślany krok, pewnie zdejmą go z anteny.