Pokazywanie postów oznaczonych etykietą egzystowanie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą egzystowanie. Pokaż wszystkie posty

18.8.14

245.

Odcinam się przy Orange is the new black, ale pozostaje przy zdaniu, że black is the new black. Praktycznie wszystko u mnie jest teraz black i czuję się tak jak wtedy, gdy byłam mała i nawet malowałam tylko czarnymi kredkami i mazakami. Tylko co jest wewnątrz mnie? Czy to też jest czarne? Strzelam, że tak. Że już dawno.
Chyba już wiem w czym problem. Chyba wiem dlaczego ostatnio nie mogę zasnąć i cudem jest to, że nie rozlewam nic z trzymanego kubka. Że jedno zdanie muszę poprawiać w dwóch miejscach, bo palce żyją własnym życiem.
Chyba się boję, że to znowu powróci. Że tylko to zakryłam, że nie wyleczyłam do końca. Zajęłam się szczęściem, a tamto pozostało i tylko czeka. Nie chcę powtórki. jestem teraz na to za słaba. Nie powinno tak być, ale to szczęście osłabia. Oślepia, ogłusza. Sprawia, że zapominasz o wszystkim. A co jeśli zniknie?
To wszystko tam rosło przez cały ten czas. Co jeśli zaatakowałoby teraz?
Nie chcę, żebyś był moim złotym strzałem.

8.8.14

244.

Kto by przypuszczał, że na zawsze okaże się na chwilę, a takie niespodziewane zostanie na dłużej?
Odnalazłam mój lek na wszystko i boję się, że zostanie wycofany z produkcji. Producent zapewniał mi wieczność, ale wieczność to pojęcie względne. Nie dla wszystkich znaczy to samo. Mam nadzieję, że dla nas jednak tak. Nie wytrzymałabym i bez Ciebie. Bez Ciebie tylko bym nie wytrzymała. Aż.
Kocham Cię kochać i kocham, że kochasz. Nareszcie.

6.6.14

241.

Uratował mnie wczoraj los. Uratował krzyk. A mógłby on brzmieć całkowicie inaczej. Mógłby brzmieć rozpaczliwie, jakby było po wszystkim. A jednak jestem, kolejny dzień do przeżycia.

27.5.14

240.

Dlaczego kiedy próbuję się ogarnąć wychodzi na to, że jestem jeszcze gorsza? Może przestanę mówić, a może patrzeć, a może w ogóle przestanę sobie być. Tam, gdzie powinno być wsparcie jest wyparcie. Gdzie powinno być zrozumienie i akceptacja jest odrzucenie. To wcale nie pomaga, a przecież nie jestem gorsza niż Wy, zastanówcie się.

3.5.14

236.

Niedobrze mi. Chcę zwymiotować te wszystkie niedopowiedzenia, kłótnie, tą całą nienawiść. Chcę kogoś kto zawsze i wszędzie, a już chyba nie mam.

23.4.14

235.

I czarny to mój ulubiony kolor, ale jednemu ustępuje miejsca. Wielkim ale jest to, że musi on występować tylko pod jedną postacią. 

14.4.14

234.

Trwam w ciężkim do opisania stanie. Wmawiania sobie, że chcę, żeby było dobrze a z przyzwyczajenia dążę do destrukcji. Zabijam Cię nieustannie. To się nie zmieni. Ja się nie zmienię. Musiałam sobie powtarzać 'nie rozpłacz się w autobusie pełnym ludzi'. A już było dobrze, chyba po prostu ja też mam swoją truciznę. I niszczy mnie już nie pierwszy raz, a i na pewno nie ostatni.
Słucham tych samych piosenek co kilka wiosen temu i czuję się jak kilka wiosen temu.
I tak myślałam, że ze mną nie da się długo być szczęśliwym.

3.4.14

232.

Znów te wieczory jak kiedyś, znowu najchętniej gdzieś bym uciekła. Najchętniej od siebie bym uciekła. W inne ciało, inny umysł, inne wspomnienia, inne pragnienia. Gdzieś, żeby już było spokojnie, dobrze i ciepło. Żebym dawała sobie radę bez ogrzewania przez kogokolwiek. Żebym dawała sobie rade sama. Posiedziałabym sobie gdzieś nad wodą, jak najdalej. Pewnie próbowałabym się uspokoić, spróbować o tym nie myśleć. Wypuszczając to zło gdzieś z oddechem, gdzieś z kolejnym biciem serca.
Utknęłam w miejscu, na zawsze już.

6.3.14

228.

Znowu uciekłam. Znowu skazałam się na samą siebie, ale przynajmniej więcej Cię nie skrzywdzę. Mam nadzieję.
Nie mogę spać, mimo że ciało jest wykończone po ćwiczeniach jednych, drugich to w środku wszystko we mnie chodzi. Maszyna odpowiadająca za wspomnienia działa na pełnych obrotach. Nie mogę jej zatrzymać. Nie umiem.
I znowu uciekłam.
Znowu uciekłam.

21.2.14

224.

Gubię się. Jak ponad rok temu. A myślałam, że mam to za sobą. Może nie nauczyłam się kochać w taki sposób jak reszta. Na pewno.

19.2.14

223.

Desperacko ratuję sobie humor żartując o własnym nieszczęściu.

222.

Obijam się o ściany próbując zgadnąć, któremu mogę zaufać. W końcu wybieram. Wydaje się miły, spokojny, dobra dusza. Po prostu. Więc kieruję się w jego stronę z nadzieją, że to przetrwam. Że to nie jest ten, który mnie zniszczy. Idę i napotykam tym samym śmierć. Przychodzą mi do głowy najbardziej tandetne słowa jakie mogłabym usłyszeć - pozory mylą. Nie tylko w śnie było mi dane się o tym przekonać.