8.10.12

57.

Wczoraj zrobiłam tatuaż. Jedyna rzecz, której mogę być pewna, że będę posiadać ją już do końca życia. Wiezność to wielkie słowo. Przyszłość to wielkie słowo. Boję się jej. Przeraża mnie niestabilność, brak planu, brak celów. Nie mam do czego dążyć. Właściwie to nie chcę. Czemu jest tak, że niby jestem przy Tobie szczęśliwa, a gdy się z Tobą rozstaję, stwierdzam, że byłoby absolutnie w porządku, gdyby ten autobus, którym jadę wylądował gdzieś w rowie? Ze mną. Pozostawił światu malutką pustkę po mnie. Gdybym mogła wybrać jak umrę myślę, że decydowałabym między połknięciem śmiertelnej dawki jakichś tabletek, a oddaniem strzału w serce. Obie te śmierci byłyby piękne. I zostawiłabym Ci list. I napisałabym tam, że świat i tak mi się kończy, gdy Cie nie ma obok. Że już umierałam nie raz, to nic. Poradziłbyś sobie, tak sądzę. Ze wszystkim sobie radzisz. Bo przecież nigdy nie usłyszałam, że kochasz. Słyszę tylko ciszę, która dźwięczy mi w głowie. Rodzi myśli, których nie chciałbyś znać. Nie zrozumiałbyś. Sama nie rozumiem. Nie chcę dożyć sędziwego wieku. Nie chcę spełniać czyichś oczekiwań. Chcę być z Tobą, ale czy do końca? Tak, do końca. Ale krótkiego końca. Bliższego. Niszczy mnie cisza.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz