30.12.14

259.

Wreszcie. Długo wyczekiwana konfrontacja. Długo wyczekiwane zrzucenie ciężaru na kogoś, kto naprawdę powinien go nosić.

14.12.14

258.

Why do you make it hard to love you? Ostatnio stres mnie zjadał. Zostało trochę włosów i smutek. Z kolejnej rzeczy musiałam zrezygnować.

7.12.14

256.

Byłeś tam taki kruchy. Wystarczył moment i wszystko pękło kolejny raz. Znowu umierałam, znowu zostałam sama. 
Potem się obudziłam. Potem nie mogłam żyć.

29.10.14

255.

Wczoraj znowu trochę odwiedziłam na tym blogu miesiące zakazane. Trochę poumierałam. Znowu coś pękło zwłaszcza przy akompaniamencie piosenek, których wtedy słuchałam. Masz rację, to nie jest do wyleczenia. To jest częścią mnie, to mnie ukształtowało. To zostanie.
Co jakiś czas będę dławić się łzami, będzie mi pękało serce, a Ty będziesz je sklejał swoją obecnością, bo nic innego nie pomaga.



edit. +
Przed chwilą znalazłam piosnkę idealną, będzie ona moją tajemnicą.

19.10.14

254.

03:39 nie mogę dalej spać odkąd się obudziłam. Śmieszne, bo w życiu nie mogę się obudzić odkąd zasnęłam. 

14.10.14

253.

Boję się mówić o uczuciach od kiedy te prawie mnie zabiły. Szczególnie tu. Już nie czuję się tutaj bezpiecznie. Uważam na to, o czym piszę. Nie powinno tak być. Kiedyś tak nie było.
Dopóki ktoś nie był taki bezczelny, żeby za wszelką cenę zdobyć adres, a potem rozdać. Dziękuję. Przerzucam się na czarny zeszyt, w którym już zapisałam co najmniej 3 razy tyle co tu, a to tylko dzisiejszy dzień. I'm done with your bittersweet, bittersweet tragedy. It's no fun, when I'm sitting all alone.

13.10.14

252.

Powtarzają się pewne niepokojące zachowania. Bo wszystko się powtarza. Bo serce wciąż to samo. 

30.9.14

250.

Kładę się spać o tych młodych porach. Ostatnio straszliwie mnie wszystko męczy. Wykańcza. Zniechęca. To, że po powrocie do domu moim jedynym przyjacielem jest laptop. Że jedyną osobą z jaką mogę porozmawiać na żywo jestem ja sama. Jedynym do czego się można przytulić to kot. I kochać trzeba tak na odległość. To najbardziej męczy. 
Wszystko jest tak nagromadzone, że czuję jakbym miała to zwymiotować. Najadam się smutkiem. Tęsknotą. 

29.9.14

249.

Powracam do starych środków? Na jak długo wystarczą zanim mnie zniszczą?
Moje ciało jest takie ciężkie, ale za to lekka dusza. Zamykam oczy i pośród wirowania mogę dostrzec swoje lęki. To są słowa, to odchodzący Ty. To ja w strugach deszczu, to ja na ciemnej ulicy, to ja rozpaczliwie łapiąca Twoją rękę. To ja słuchająca, że wcale nie kochasz.

14.9.14

247.

Sweeteyes I already miss you. And you only just walked out the door. I nawet będąc w Twoich ramionach miałam wrażenie, że już odjechałeś. Nawdychałam się Ciebie, miłości, ale to chyba nie wystarczy. Potrzebuję Cię za bardzo. Will you love me when the chips are down? Could you love me when the world is crashing all around? Minęło dopiero kilka godzin, a odczuwam je jak wieczność. Czas mi bez Ciebie zwalnia. Brzydnie.

11.9.14

246.

Masz rację. Boję się nawet słowa szczęście. Boję się, bo źle mi się kojarzy. Bo po prostu trudno w nie uwierzyć. Trudno uwierzyć, że można być szczęśliwym i nie zostać zranionym. A ja już nie chcę być zraniona. Nie chcę powtórki. I myślisz, że ja specjalnie, że sobie nie pozwalam, ale to nie ja nad tym panuje. To mi się wyrobiło z czasem. Gdzieś zaczynając od jesteś nieziemska, a kończąc po prostu na znikaniu. Na odstawianiu.
To moje wnętrze się boi, bo nie zna słowa szczęścia, którego nie łączy się ze słowem rozczarowanie.
I naprawdę, nie myśl sobie, że ja specjalnie, że z rozmysłem. Ja tak mam, to moja obrona. I ciężko mi uwierzyć, po prostu ciężko mi uwierzyć w szczęście, które może trwać dłużej niż kilka chwil.

18.8.14

245.

Odcinam się przy Orange is the new black, ale pozostaje przy zdaniu, że black is the new black. Praktycznie wszystko u mnie jest teraz black i czuję się tak jak wtedy, gdy byłam mała i nawet malowałam tylko czarnymi kredkami i mazakami. Tylko co jest wewnątrz mnie? Czy to też jest czarne? Strzelam, że tak. Że już dawno.
Chyba już wiem w czym problem. Chyba wiem dlaczego ostatnio nie mogę zasnąć i cudem jest to, że nie rozlewam nic z trzymanego kubka. Że jedno zdanie muszę poprawiać w dwóch miejscach, bo palce żyją własnym życiem.
Chyba się boję, że to znowu powróci. Że tylko to zakryłam, że nie wyleczyłam do końca. Zajęłam się szczęściem, a tamto pozostało i tylko czeka. Nie chcę powtórki. jestem teraz na to za słaba. Nie powinno tak być, ale to szczęście osłabia. Oślepia, ogłusza. Sprawia, że zapominasz o wszystkim. A co jeśli zniknie?
To wszystko tam rosło przez cały ten czas. Co jeśli zaatakowałoby teraz?
Nie chcę, żebyś był moim złotym strzałem.

8.8.14

244.

Kto by przypuszczał, że na zawsze okaże się na chwilę, a takie niespodziewane zostanie na dłużej?
Odnalazłam mój lek na wszystko i boję się, że zostanie wycofany z produkcji. Producent zapewniał mi wieczność, ale wieczność to pojęcie względne. Nie dla wszystkich znaczy to samo. Mam nadzieję, że dla nas jednak tak. Nie wytrzymałabym i bez Ciebie. Bez Ciebie tylko bym nie wytrzymała. Aż.
Kocham Cię kochać i kocham, że kochasz. Nareszcie.

19.6.14

243.

Moje szczęście pojawia się wraz z Twoim uśmiechem, a znika z pocałunkiem na pożegnanie. A tyle w nim emocji i tęsknienia. Tyle mnie wtedy zabierasz, że ledwo wchodzę po schodach do domu. Na szczęście oddajesz mi wszystko następnego dnia. Z nawiązką.

16.6.14

242. T.M.

Piątek 13 naprawdę się postarał. Od dawna nic mnie tak nie zdołowało. Lata czekania i nadzieja, która prysła tak szybko jak spadała ta przeklęta scena. Instynktownie uciekłam, a teraz jest jeszcze gorzej. Czemu akurat mi się musiało zdarzyć coś takiego? Wszystko na mnie spada. I przygniata. Czemu więc nie rusztowania i reflektory, prawda?
Nie mogę powstrzymać łez. So let me just end how I was gonna begin.
Don't waste your time waiting. Wracaj niedługo, proszę.

6.6.14

241.

Uratował mnie wczoraj los. Uratował krzyk. A mógłby on brzmieć całkowicie inaczej. Mógłby brzmieć rozpaczliwie, jakby było po wszystkim. A jednak jestem, kolejny dzień do przeżycia.

27.5.14

240.

Dlaczego kiedy próbuję się ogarnąć wychodzi na to, że jestem jeszcze gorsza? Może przestanę mówić, a może patrzeć, a może w ogóle przestanę sobie być. Tam, gdzie powinno być wsparcie jest wyparcie. Gdzie powinno być zrozumienie i akceptacja jest odrzucenie. To wcale nie pomaga, a przecież nie jestem gorsza niż Wy, zastanówcie się.

3.5.14

236.

Niedobrze mi. Chcę zwymiotować te wszystkie niedopowiedzenia, kłótnie, tą całą nienawiść. Chcę kogoś kto zawsze i wszędzie, a już chyba nie mam.

23.4.14

235.

I czarny to mój ulubiony kolor, ale jednemu ustępuje miejsca. Wielkim ale jest to, że musi on występować tylko pod jedną postacią. 

14.4.14

234.

Trwam w ciężkim do opisania stanie. Wmawiania sobie, że chcę, żeby było dobrze a z przyzwyczajenia dążę do destrukcji. Zabijam Cię nieustannie. To się nie zmieni. Ja się nie zmienię. Musiałam sobie powtarzać 'nie rozpłacz się w autobusie pełnym ludzi'. A już było dobrze, chyba po prostu ja też mam swoją truciznę. I niszczy mnie już nie pierwszy raz, a i na pewno nie ostatni.
Słucham tych samych piosenek co kilka wiosen temu i czuję się jak kilka wiosen temu.
I tak myślałam, że ze mną nie da się długo być szczęśliwym.

3.4.14

232.

Znów te wieczory jak kiedyś, znowu najchętniej gdzieś bym uciekła. Najchętniej od siebie bym uciekła. W inne ciało, inny umysł, inne wspomnienia, inne pragnienia. Gdzieś, żeby już było spokojnie, dobrze i ciepło. Żebym dawała sobie radę bez ogrzewania przez kogokolwiek. Żebym dawała sobie rade sama. Posiedziałabym sobie gdzieś nad wodą, jak najdalej. Pewnie próbowałabym się uspokoić, spróbować o tym nie myśleć. Wypuszczając to zło gdzieś z oddechem, gdzieś z kolejnym biciem serca.
Utknęłam w miejscu, na zawsze już.

6.3.14

228.

Znowu uciekłam. Znowu skazałam się na samą siebie, ale przynajmniej więcej Cię nie skrzywdzę. Mam nadzieję.
Nie mogę spać, mimo że ciało jest wykończone po ćwiczeniach jednych, drugich to w środku wszystko we mnie chodzi. Maszyna odpowiadająca za wspomnienia działa na pełnych obrotach. Nie mogę jej zatrzymać. Nie umiem.
I znowu uciekłam.
Znowu uciekłam.

21.2.14

224.

Gubię się. Jak ponad rok temu. A myślałam, że mam to za sobą. Może nie nauczyłam się kochać w taki sposób jak reszta. Na pewno.

19.2.14

223.

Desperacko ratuję sobie humor żartując o własnym nieszczęściu.

222.

Obijam się o ściany próbując zgadnąć, któremu mogę zaufać. W końcu wybieram. Wydaje się miły, spokojny, dobra dusza. Po prostu. Więc kieruję się w jego stronę z nadzieją, że to przetrwam. Że to nie jest ten, który mnie zniszczy. Idę i napotykam tym samym śmierć. Przychodzą mi do głowy najbardziej tandetne słowa jakie mogłabym usłyszeć - pozory mylą. Nie tylko w śnie było mi dane się o tym przekonać.

18.2.14

221.

Tego się nie spodziewałam. A myślałam, że ja jestem najgorszą osoba jaką znam. Gettin' married to the devil, you can hear the wedding bells. Koniec z miękkim sercem, z elastycznym zaufaniem i koniec z resztkami wiary.

15.2.14

220.

Mam ochotę rozerwać sobie skórę i sprawić, żeby to całe zło, które we mnie siedzi wylało się i wreszcie przestało mnie zalewać od środka. Żeby z nim wypłynęło to, co we mnie najgorsze. Żebym w końcu mogła być dobrym człowiekiem, nie takim, który rani tych, których kocha a przy tym się uśmiecha, choć wie, że to złe. Nie takim, który udaje, że wszystko jest w porządku, kiedy nie jest.
Niedługo cała się zepsuje. Będę jedną, wielką hipokrytką. Staram się, lecz jest tylko coraz gorzej. Nie przejmuję się tym, że robię coś źle dopóki mnie to bawi. Dopóki mnie to nie rani. A może ranię innych, bo nie chcę być przez tą, która będzie cierpieć? Może tak zapobiegam kolejnemu zawodowi. Może czuję, że atak jest najlepszą obroną. Tylko gdzie mnie to zaprowadzi?

14.2.14

219.

Zaskakuję samą siebie. Jak bardzo mogę się jeszcze zatracić w swoim wyimaginowanym świecie? Bez reguł, bez odpowiedzialności. Chwilowy świat.

11.2.14

218.

Jednak nie potrafię tego zignorować. Jednak nie umiem przejść obojętnie. Przeliczyłam się i teraz to mnie zżera od środka. Już niedługo przyjdzie do Ciebie.

4.2.14

217.

Złość kipi mi na klawiaturę, a ból znowu zaopiekował się sercem. Gdyby mi na niczym nie zależało nie odczuwałabym tego, co teraz odczuwam. Nie chciałabym sobie wyrwać wszystkich włosów z głowy i zerwać skóry z ciała. Nie chciałabym płakać. Wyrzekłam się dla kogoś samotności. Wyrzekłam się z miłości. Okazuje się, że wcale nie zauważył. Że się nie skupił na dostrzeganiu. Ja tego już nie pokażę, skoro do tej pory nie zauważył to już tego nie zrobi. A to najcenniejsze co poświęciłam, to była moja skorupa.

1.2.14

216.

Nigdy więcej nie tknę starych postów. Mogę tu pisać, ale nie czytać. Samo to może sprawić, że znów się rozpadnę. Nikt tego nie chce.
Prawda?

27.1.14

214.

Balansuje w przekonaniu, że panuję nad tym. A tak poza tym to w głowie  mam najbardziej psychodeliczne obrazy jakie kiedykolwiek widziałam. I składają się w mój cały świat zamknięty w śnieżnej kuli, którą codziennie przemierzam i sprawdzam czy jest szczelna. Przyda się dodatkowa ochrona jeśli już tu jesteś.

20.1.14

213.

Może już nie jestem trucizną, ale za to ostrym bólem w Twojej klatce piersiowej. Jestem Twoją chorobą, czymś co powinno się wyciąć, ale już jest za późno. Zagnieździłam się i lepiej nie ryzykować. Ale będę się rozrastać, wiesz. Chyba jesteś masochistą.

19.1.14

212.

Słucham CC. I jedno zdanie jest ponad resztą. Child I will hurt you. I tylko błagam, żeby to się nie okazało prorocze. Nie chcę więcej być trucizną. Najłatwiej przychodzi mi być Twoim uzależnieniem. I niech na tym się skończy, bo to nie musi być złe.

13.1.14

211.

I nie powinieneś słuchać. Powinieneś patrzeć. I tak będę bała się mówić. I tak będę bawić się bransoletkami. I tak będę uciekać. Mimo, że już nie muszę to nie potrafię inaczej. Przyzwyczajenie. Obrona. I nie zdajesz sobie sprawy ile tak naprawdę chcę powiedzieć. Jak bardzo chcę to z siebie wyrzucić, ale nie mogę. Zbyt duże natężenie bólu w jednej chwili. I tylko pisać o tym umiem. W trzeciej osobie, bo przecież się nie przyznam. I tylko palce mnie zdradzają, ale możesz to podpisać pod stres i olać.

12.1.14

210.

Chcę tego wszystkiego. Chcę planować, chcę realizować. Nie chcę więcej zastanawiać się co dalej. Jeżeli nie będę miała pojęcia, Ty mną pokierujesz. Nawet nie wiesz jak bardzo czasami jest mi to potrzebne. Poprowadzisz mnie i przytrzymasz za rękę. Jak będę się bać - przytulisz. Przetrwamy.