29.1.13

139.

Chciałabym być nią. Już nie pamiętam jak to jest Cię mieć. Chciałabym być klawiszami, w które tak często uderzasz. Już nie pamiętam jak to jest być dotykaną przez Ciebie. Chciałabym być szyjką od jakiegoś napoju, albo chociaż papierosem. Już nie pamiętam jak to jest być całowaną przez Ciebie.
Chciałabym cofnąć czas.
Jestem dla Ciebie obojętna jak te zaspy śniegu. Bawi Cię to, że udało Ci się zapomnieć, a mi nie.
Jestem przerażona tym, że możesz kochać kogoś innego. Tym, że zapomnisz. Że jak Ona zapyta Cię o przeszłość odpowiesz przeszłość to przeszłość. to nieistotne, nieważne, wyblakłe.
Odwracanie uwagi od bólu serca powodując inny stało się coraz łatwiejsze.
Kiedy słyszę pierwsze słowa z piosenki HuczuHucza - gdyby nie to łzy pojawiają się automatycznie. Bo wiem, co będzie dalej. Wiem, że to mnie opisze. Przypomni mi się wszystko i rozpadnę się ponownie.
Dałeś mi nieumyślnie pozwolenie na śmierć. Skorzystam? Lepiej by było, gdybyśmy byli martwi.

24.1.13

137.

Może ja muszę być sama. Gdybym miała Ciebie, a Tobie by zależało, to zabijałabym Cię tak samo jak zabijam siebie. Może dlatego - wmawiam sobie. Tego bym nie chciała.

21.1.13

20.1.13

134.


W głowie mi się kręci od alkoholu, rzeczywistość zamazuje mi się jeszcze z innego powodu. Biorę kołatkę w rękę i uderzam kilka razy. Wołają Cię.
Szok, może trochę radość? Słuchamy siebie, patrząc w oczy, od czasu do czasu uciekając spojrzeniem do bezimiennych psów. Uśmiechasz się. Czemu? Cieszysz się, że przyszłam, czy tak bardzo rozbawia Cię obraz, który widzisz gdzieś za mną? Tonę w tych brązowych oczach i zapominam, co miałam powiedzieć. Jest ciemno i zimno, więc pytasz się czy przeszłam te kilometry tylko po to, żeby postać i nic nie mówić. Lubię na Ciebie patrzeć.
Dreszcze. Proszę Cię byś poszedł po kurtkę, ja w tym czasie próbuję sobie przypomnieć, co takiego ważnego miałam Ci do powiedzenia. Otumaniona lekko uśmiecham się kiedy wracasz. Mówisz, że nie jesteś już tą osobą co kiedyś. Że wcale nie tęsknisz, że dasz sobie radę sam. Ale ja nie dam – chce krzyknąć, milczę. Ponownie zadajesz mi pytanie czemu przyszłam, czego chcę. Stwierdzasz, że po pomoc. Tak, umieram bez Ciebie, ale nadal tego nie wypowiadam. Kłamię, że wcale nie. Drążysz. dlaczego w takim razie, czego chcesz? Ciebie chcę. Mówię w końcu. Nie wiesz jak na to zareagować i wciąż jak mantrę wmawiasz mi, ze już nie jesteś taki. Że nie upadniesz przede mną na kolana. Wiem, mówię. Widzę jednak Ciebie w Tobie. Tego starego Ciebie, w myślach to wszystko mam. Nie wypuszczam. Nie chcę się kłócić. Sam się przekonasz.
Patrzę na Ciebie i chcę Cię objąć, pocałować. Przepraszam. Teraz Ci się przypomniało? Nie. Kręcisz głową, wiem że nie umiem trafić. Pytam wprost czy chcesz to zakończyć. Odpowiadasz, że tak i uśmiechasz się. Ale to nie jest ten szczery uśmiech, który pamiętałam nadal, mimo że Ty jak sam powiedziałeś, prawie zapomniałeś jaki mam głos. Stoję i nie wiem już co mówić, myślę sobie że mogłam przyjść wczoraj, ale mówisz, że Cię nie było, a jutro chyba się przeprowadzasz i pytasz mnie co bym zrobiła jakbyś już tam nie mieszkał. Wymyśliłabym coś. Przeznaczenie? Po chwili stwierdzasz, że normalny człowiek już by sobie poszedł. Ale ja nie jestem normalna. Jestem chora, umierająca. Bliska końcowi. Potrzebująca, pachnąca desperacją. Może dlatego mnie nie chcesz.
Mówię no to idź. Wymijasz mnie i wchodzisz do domu. Kiedy byłeś tuż przy mnie miałam ochotę zatrzymać Cię, ale byłam sparaliżowana. Czy Ty naprawdę już nic nie czujesz? Tak się w ogóle da?
Zapomniałam powiedzieć Ci tego, co najważniejsze, bo chyba podświadomie czułam, że aż tak wielkiego bólu po słowach ale ja Ciebie nie, chyba bym nie zniosła. Wyżywam się na niewinnym drzewie, żałując, że nie pozwolicie mi siebie samej skrzywdzić. Wracając jestem jak maszyna. Nie chce mówić, słuchać. Wracam w ciszy na nowo przypominając sobie sytuacje sprzed kilku minut. Płaczę, bo jestem tak niewyrażona.
Potem wysyłam w wiadomości do Ciebie o 4 nad ranem kawałek duszy Szymborskiej. ‘Nikomu nie jest dobrze o czwartej nad ranem. Jeśli mrówkom jest dobrze o czwartej nad ranem - pogratulujmy mrówkom. I niech przyjdzie piąta, o ile mamy dalej żyć.’ A wcale nie chcę żyć, nie tak.

16.1.13

133.

czemu nie umiem mieć takiej postawy jak Ty? mieć ten dar zapominania i chowania pod dywan. tego, że nieważne jak boli to to znosisz. czemu żyje w czasach, że takie rzeczy muszę mówić przez jakiś komunikator zamiast napisać list, albo powiedzieć twarzą w twarz?

15.1.13

132.

bring the drugs baby i can bring my pain
już proszę... nie jestem aż tak silna. mam ochotę wybiec z domu, iść do Ciebie, zrobić to o czym od dawna marzę i wreszcie spokojnie zasnąć. i chyba tak zrobię, chociaż dochodzi już 23.

131.

leże i zastanawiam się na jak długo jeszcze wystarczy mi łez. jestem godna podziwu ile wylałam w roku 2012. nie chcę powtórki, a zaczyna się ta sama historia. to samo znikanie. czy jestem wystarczająco silna, żeby wszystko powtórzyć? czy jestem wystarczająco inna? nie wiem czy nadal Ci pasuje. chcę leżeć jak ulał na Tobie. i żebym mogła powiedzieć już my.

11.1.13

129.

korelacja między nami.
i kiedy powiedział on tęskni cały zeszły rok przestał istnieć. wczoraj, dziś i jutro - jesteś szczęściem. wynoszę Cię na piedestał. tli się to we mnie, rozniecę to z Tobą. i będzie nam już dobrze, obiecuję.

7.1.13

127.

brudny śnieg, przejeżdżające samochody i ja mówiąca Ci, że to nie ma sensu. łzy w oczach nie tylko u mnie. patrzysz i nic nie rozumiesz. szczerze? ja też nie. ale brnę dalej. mówię, że się zmieniłeś, że ja się zmieniłam. że na złe. że nie wychodzi już nam miłość. że nie wychodzą uśmiechy, pocałunki, przytulanie. coraz bardziej łzy cisną się na policzki, ale nie przerywam. mówię, że to musi znaleźć swój koniec. teraz. patrzę Ci w oczy i widzę ten ból. twierdzisz, że zmienisz się. że razem się zmienimy. ale ja nie chcę się zmieniać. nie chcę zmieniać Ciebie.
- i tak nic by to nie dało - mówię. powoli zaczynasz czuć złość.
- to przez niego? -pytasz.
- no jasne, że nie.
- jasne.
coś zmienia się w atmosferze. nie walczysz już o nas. atakujesz.
bronię się. mówię, że skończyliśmy rozmowę. pytasz czy to oznacza koniec. odpowiadam, że tak i zaczynam płakać. nie wiesz co zrobić, więc proszę, żebyś odszedł. patrzysz ostatni raz i zostawiasz mnie. nigdy wcześniej nie czułam się tak źle, że aż miałam ochotę zwymiotować. and please don't cry I know how you feel inside. I've been there before, somethin's changin' inside you.




rok temu o tej porze.

126.

z każdym ruchem na zielonym pasku cieszę się coraz bardziej. po stresującym dniu typu zamknij się i rób co musisz, żeby przeżyć postanowiłam się uraczyć dobrym brzmieniem. wieczór więc przepadnie mi przy guns n' roses.
pierwszy raz od dawna czuję, że naprawdę się o coś postarałam i udało mi się. i humor teraz mam taki, że jedna myśl go opisać może - I ain't goin' down no more.
i spojrzenie na pewne sprawy nieco inne mam. spokojniejsze. cierpliwe.

6.1.13

125.

i słyszę w przestrzeni don't you call anybody else baby? 'cause I'm your baby still i myślę, że to mi już nie przejdzie. myśl, że mogłabym to samo z kim innym odrzuca. to już by nie było wyjątkowe, a na pewno nie z miłością. bo to byłoby kłamstwo. takie co boli, co przypomina się po fakcie. i chcesz znaleźć ukojenie i zmywasz z siebie wspomnienia, ale one wracają. i wcale nie podoba Ci się to, co widzisz. bo to wszystko było przyprószone oszustwem. i cierpisz, po raz kolejny. i tylko ta jedna osoba może Ci pomóc, a wiesz, że tego nie zrobi. więc cierpisz jeszcze bardziej.

3.1.13

124.

nienawidzę jej. nienawidzę tego jej śmiechu, szydzenia. robienia tego co chce nie patrząc na konsekwencje. jej braku odpowiedzialności. jej łamania postanowień. nienawidzę jej krytyki, tego, że mówi jedno robi drugie. że zawsze jej coś nie pasuje. jej marudzenia. skłaniania mnie do pójścia na łatwiznę zamiast do zrobienia odważnych kroków, które mogłyby wszystko zmienić. nienawidzę tego, że jest tchórzem. że boi się powiedzieć Ci co czuje. tego, że ona to ja. 

1.1.13

123.

tęsknie. szczególnie, gdy chłód za oknem i w sercu nie do zniesienia staje się.
pamiętam jak mówiłam Ci je t'aime.